Ginekomastia to przerost męskich gruczołów piersiowych. Dla mężczyzn, a szczególnie sportowców z dyscyplin sylwetkowych, to niezwykle poważny problem estetyczny. Za przerost gruczołów piersiowych odpowiadają żeńskie hormony płciowe – estrogeny. Problem w tym, że estrogeny są dosyć szeroko rozpowszechnione w pokarmach pochodzenia roślinnego, głównie jako tzw. fitoestrogeny i ksenoestrogeny. Dlatego też zachodzi obawa, że dieta wegańska, oparta wyłącznie o produkty roślinne, może sprzyjać rozwojowi ginekomastii.

Ksenoestrogeny

Fitoestrogeny należą do szerszej grupy ksenoestrogenów, czyli występujących w naszym środowisku estrogenów pochodzenia zewnętrznego, nieprodukowanych przez ludzki organizm, nazwanych od greckiego słowa ksenos – obcy.

Chociaż z ksenoestrogenami współegzystujemy od zarania naszego gatunku, to jednak nigdy nie mieliśmy ich wokół siebie tak wiele, jak dziś. Do puli stosunkowo nielicznych ksenoestrogenów biologicznych, występujących w niektórych pokarmach i ziołach, dołożyliśmy bowiem obecnie cały arsenał chemicznych, będących ubocznymi produktami naszej aktywności cywilizacyjnej.

Ksenoestrogeny dzielone są na biologiczne i chemiczne, w zależności od tego, czy powstają we wnętrzu organizmów żywych i od zawsze występowały w przyrodzie, czy też są produktem procesów chemicznych, przebiegających poza organizmami, a w środowisku pojawiły się nagle w relatywnie wysokich stężeniach, głównie za sprawą cywilizacyjnej aktywności człowieka.

ginekomastia

Fitoestrogeny

Jak już pewnie wszyscy zdążyliśmy się zorientować, fitoestrogeny należałoby zaliczyć do podgrupy ksenoestrogenów biologicznych. Wprawdzie fitoestrogeny są szeroko rozpowszechnione w świecie roślin i zasadniczo znajdujemy je niemal w każdym pokarmie roślinnym, to najczęściej mają niską aktywność estrogenową i występują tutaj w na tyle małych ilościach, że nie zwiększają ryzyka rozwoju ginekomastii. Realnego problemu przy dietach wegańskich przysparzają jedynie fitoestrogeny z grupy chemicznej izoflawonów, charakterystyczne dla nasion roślin strączkowych, a przede wszystkim soi.

A to z kilku powodów… Po pierwsze izoflawony są relatywnie silnymi estrogenami. Po drugie występują w produktach sojowych w stosunkowo dużych ilościach. A po trzecie rośliny strączkowe, a szczególnie soja, są podstawą diety wegańskiej jako źródło białka o wysokiej wartości biologicznej.

Mykoestrogeny

Jeszcze bardziej niebezpieczne dla męskich piersi są inne ksenoestrogeny biologiczne, produkowane przez grzyby pleśniowe, a nazywane ogólnie mykoestrogenami. Grzyby takie są szkodnikami upraw i magazynów zbóż, a produkują niezwykle silne związki estrogenne – zearalenony. Dlatego też w produktach roślinnych zearalenony znajdowane są głównie w pokarmach zbożowych. Najwięcej tego typu związków występuje w produktach wytwarzanych na bazie kukurydzy, albowiem to zboże jest jakoś szczególnie podatne na zakażenia grzybami pleśniowymi.

Na szczęście dla naszych rodzimych wegan, zearalenony są większym problemem upraw cieplejszych stron świata, których klimat sprzyja rozwojowi grzybów pleśniowych. Badania krajowych przetworów zbożowych wykazały, że wprawdzie związki te występują w nich powszechnie, to nigdy ich zawartość nie przekracza ustalonej normy, powyżej której mogłaby się objawić ich aktywność estrogenna. Chociaż ich zawartość w mące kukurydzianej kształtowała się w górnym zakresie normy.

Estrogeny, których wcześniej nie było

Jednak najsilniejsze i najgroźniejsze ksenoestrogeny to związki należące do tzw. trwałych zanieczyszczeń organicznych (POPs – persistent organic pollutants), które trafiły do środowiska na skutek cywilizacyjnej aktywności człowieka. Swoją nazwę zawdzięczają niezwykle długiemu czasowi biodegradacji, sięgającemu często dziesięcioleci. Specjaliści podzielili je na trzy zasadnicze kategorie: pestycydy, chemikalia przemysłowe, produkty uboczne spalania i procesów przemysłowych.

W praktyce, w ilościach zagrażających męskim piersiom, te chemiczne estrogeny pojawiają się w pokarmach roślinnych tylko w glonach morskich i tanich olejach niskiej jakości, oferowanych w plastikowych butelkach czy pojemnikach bez odpowiedniego atestu. A to z tego powodu, że estrogeny te jako zanieczyszczenia przemysłowe spływają do wód morskich oraz jako związki rozpuszczalne w tłuszczach przedostają się do olejów z tanich opakowań wykonanych z ich wykorzystaniem.

Metaloestrogeny

Wprawdzie metale są naturalnym składnikiem Matki Ziemi, to jednak długo spoczywały w jej łonie, w związanej postaci minerałów, zanim człowiek nie uwolnił znaczących ich ilości do środowiska. Dopiero wtedy okazało się, że niektóre z nich wykazują aktywność estrogenną, w związku z czym nazwano je metaloestrogenami. Jako estrogeny zostały zidentyfikowane m.in. następujące pierwiastki metaliczne: kadm, kobalt, nikiel, ołów, rtęć, cyna, wanad i arsen.

I znowu najwięcej metaloestrogenów, a szczególnie rtęci, kumulują organizmy morskie, w tym glony jadalne. Pod względem zawartości metaloestrogenów podejrzane są jeszcze produkty roślinne z plonów zbieranych z obrzeży aglomeracji miejskich.

Paradoks diety wegańskiej

Jak oszacowali specjaliści, ponad 90% pobieranych przez ludzki organizm ksenoestrogenów pochodzi z pokarmów zwierzęcych – głównie tłustych ryb, ale również tłustego mięsa i nabiału.

Ksenoestrogeny są w przewadze związkami dobrze rozpuszczalnymi w tłuszczach. Spływając do zbiorników wodnych, ksenoestrogeny przemysłowe kumulują się więc w tkance tłuszczowej stworzeń zamieszkujących to środowisko. Natomiast mączka rybna jest powszechnym dodatkiem paszowym w tuczu trzody chlewnej, tak samo, jak mączka sojowa, obfitująca w estrogenne izoflawony. Powszechnie wykorzystywane rośliny pastewne w hodowli bydła rogatego to z kolei koniczyna i lucerna, które obfitują w kumestany – izoflawony o kilkadziesiąt razy silniejszej aktywności estrogenowej od izoflawonów sojowych.

Tak więc przechodząc na dietę wegańską, paradoksalnie drastycznie obniżamy ryzyko rozwoju ginekomastii!

W trosce o piersi

W trosce o estetykę piersi, mężczyzna-weganin nie powinien przesadzać w diecie z kukurydzą i glonami morskimi. Najlepiej też, by raczył się oliwą ze szklanych opakowań i unikał kasz gotowanych w plastikowych woreczkach.

Wprawdzie trudno ograniczyć spożycie soi jako głównego wegańskiego źródła pełnowartościowego białka, ale i w tym przypadku rynek podpowiada gotowe rozwiązanie. Chodzi tutaj o odżywki wysokobiałkowe, oparte o koncentraty lub izolaty białek sojowych, które w jednej porcji dostarczają ogromnej ilości pełnowartościowego białka, a jednocześnie wprowadzają jedynie niewielką dawkę izoflawonów.

Jak wynika ze stosunkowo niedawno opublikowanego badania (Haun, 2018), spożywanie dwóch standardowych porcji koncentratu białek sojowych dziennie nie działało, w okresie dwunastu tygodni obserwacji, estrogennie na organizmy młodych ochotników biorących udział w tym doświadczeniu.

Sławomir Ambroziak

Zawarte treści mają charakter wyłącznie edukacyjny i informacyjny. Starannie dbamy o ich merytoryczną poprawność. Niemniej jednak, nie mają one na celu zastępować indywidualnej porady u specjalisty, dostosowanej do konkretnej sytuacji czytelnika.
Komentarze (1)
ambroziak

W artykule zapomniałem nadmienić, że tłuszcz wieprzowy, obok ksenoestrogenów przemysłowych i izoflawonów, kumuluje również zearalenony, gdyż w tuczu trzody chlewnej jest stosowana powszechnie kukurydza.

1